7. Gdzie jesteś?

  
  
  W poniedziałek znowu mieliśmy lekcję angielskiego. Cały weekend na to czekałem - czekałem na zobaczenie Emilki. Od dyskoteki cały czas o niej myślę. Ona jest wspaniała w każdym calu. Nawet ubrałem moją ulubioną koszulę w kratę, która podobała się Emilce.

Siedziałem jak zwykle przed lekcją angielskiego pod salą w nadziei, że moja ukochana przyjdzie i pogada ze mną chociaż na chwilę. Ale jej znowu brak. Po przerwie zadzwonił dzwonek na angielski. Jej wciąż brak. Może znowu się spóźni jak w piątek. Pan Lechowski znowu usiadł przy swoim biurku i sprawdził listę obecności. Znowu siedziałem sam jak palec w tej ławce.

-Adamowicz? Niema. Cezary? Jestem. Dąbrowska? Nieobecna. Dziekański? Jestem. Klimek? Jestem! Młyńczak? Jestem. Myszkowska?

Nikt się nie odezwał. Modliłem się, żeby teraz drzwi się otworzyły i weszła Emilka.

-Nieobecna. Oparzyńska?...

Czyli jednak nie przyszła. Ale może jeszcze przyjdzie po sprawdzeniu obecności.

Wskazówka srebrnego zegara wiszącego nad tablicą wskazywała 12:05, czyli już 15 minut lekcji minęło, a Emilki wciąż brak. Co się z nią dzieje? Przecież zawsze była na angielskim, chyba na każdej lekcji. Cóż, może jest po prostu chora...

Następnego dnia tez mieliśmy angielski. Nauczyciel znowu czyta listę obecności.

-Myszkowska? 

Znowu głucha cisza. 

- Czy ktoś wie, co się z nią dzieje?

Ta, też chciałbym wiedzieć! Ktoś z jej klasy szybko odpowiedział: 

- Ona...jest chora. Leży w domu. 

Zabrzmiało to trochę sztucznie, jakby kłamstwo. Ale przynajmniej dobrze, że jej nic nie jest. Może zadzwonię do niej dzisiaj wieczorem.

Siedząc przy moim biurku i odrabiając lekcje, przypomniałem sobie o Emilce i muszę do niej zadzwonić. Wyjąłem telefon i wybrałem numer „Gwiazdy”. Tuż przed wysłaniem sygnału zastanowiłem się, co ja do niej powiem, jak odbierze. Albo co ja jej jutro powiem, gdy się zapyta po co dzwoniłem. Po chwili namysłu zebrałem w sobie odwagę, tak jak wtedy na dyskotece, wybrałem opcję „zadzwoń”. Usłyszałem pierwszy sygnał, potem drugi, trzeci. Nie odbiera. Włączyła się jej sekretarka. Nagrałem jej tylko 5 sekund ciszy, bo nie przewidziałem takiej sytuacji. Zadzwoniłem jeszcze raz.

Znowu nie odbiera.

Może pomyślała, że jestem jakimś nieznajomym, który chce coś jej natarczywie sprzedać przez telefon. Albo po prostu jej się rozładował, albo zgubiła telefon...

W środę znowu jej nie było. W czwartek nie mieliśmy w planie tej lekcji, ale nawet na korytarzach jej nie widziałem. A w piątek nawet na sprawdzianie jej nie było. Już zacząłem się przyzwyczajać do mojej pustej ławki.

Co się jej stało? Może wylądowała w szpitalu? Może sobie złamała (Odpukać!) nogę albo ma jakieś rehabilitacje. Mogła mi chociaż powiedzieć, żebym przekazał nauczycielowi. Poczekam do poniedziałku. Jeśli znowu nie przyjdzie, to zapytam się kogoś co z nią.

Jest poniedziałek. Znowu nieobecność mojej ukochanej w mojej ławce. Postanowiłem się zapytać ludzi. Po lekcji angielskiego była długa przerwa, co oznacza, że mam całe 30 minut na interwencję. Najpierw pomyślałem, że zapytam jej najlepszej przyjaciółki, tej, co wtedy podeszła do mnie na dyskotece. Miała na imię chyba Weronika. Tylko jak ona wygląda? Przecież ja jej nawet nie znam, nie wiem w jakiej jest klasie.

Wpadłem na pomysł, żeby wyszukać na liście uczniów wiszącej przed sekretariatem wszystkie Weroniki i odszukać je w szkole. W mojej szkole było 7 klas z naszego rocznika. Śledzę po kolei palcem listę uczniów w klasie A.
-Amelia, Klara, O! Weronika Bielak. Jedyna o tym imieniu w tej klasie. Coś czuję, że to ta. Zapisałem jej imię i nazwisko w telefonie. Dla pewności sprawdziłem, czy nie ma innych Weronik w pozostałych klasach. W pozostałych klasach znalazłem jeszcze 3 Weroniki, w tym 2 są w klasach humanistycznych, jedna jest w mojej klasie. Potem sprawdziłem na planie lekcji, gdzie teraz mogę znaleźć klasę 1E, gdzie jest Weronika Bielak. Sala 263, czyli sala od j. polskiego. Szybko udałem się pod tą salę, w nadziei, że ją gdzieś znajdę. Na długiej przerwie zawsze są tłumy, a zwłaszcza na schodach. Ledwo przecisnąłem się pomiędzy uczniami a barierkami. Na szczęście jestem chudy, więc nie miałem problemu. 

Pod salą stała klasa 1E, ale nigdzie nie widzę niskiej blondynki. Podszedłem do pierwszej lepszej dziewczyny i się jej zapytałem, gdzie ona jest. Ta się na mnie patrzy i odpowiada, że pewnie jest w łazience. To podziękowałem jej i poszedłem pod damską łazienkę i czekałem, aż wyjdzie. Udając, że nic się nie dzieje, wyjąłem telefon i sprawdziłem, gdzie klasa 1D, bo tam była druga Weronika, ma teraz lekcje. Okazało się, że tuż obok. Po dłuższej chwili wychodzi parę dziewczyn z mojego rocznika, jedna ma krótkie włosy, druga jest wysoka a ostatnia ma blond włosy i jest trochę niższa ode mnie. To pewnie ona. Podchodzę do niej i się pytam:
-Cześć, to ty jesteś Weronika Bielak? 

Blondynka miała tego dnia ostry makijaż i spięte włosy. Zlustrowała mnie wzrokiem i odpowiedziała:

-Tak, to ja, w czymś Ci pomóc?
-To ty zapłaciłaś mi 6.50 za zatańczenie z...Gwiazdą? - Dwie inne jej koleżanki stały obok niej i słuchały o czym rozmawiamy, a przecież nie wyjawię, z kim tańczyłem.
-Tak, to ja!

Ucieszyłem się, bo moje szukania nie poszły na marne. Wziąłem ją na bok dla osobności, bo nie chciałem, żeby te inne słyszały.

-Słuchaj, czy wiesz może co się dzieje z Emilką? Nie ma jej w szkole już cały tydzień.
-Właśnie...nie wiem. Dzwoniłam już we wtorek, ale ma wyłączony telefon. Jej koleżanki z klasy też nic nie wiedzą o niej. A czemu sam do niej nie zadzwonisz? Przecież dałam Ci jej numer!
-Tak, ale też nie odbierała.
-A okej.
-Mogę jeszcze twój numer, na wypadek, gdybyś coś wiedziała?
-No jasne. Już wiem, jak się u ciebie wpisuje numery.

Wzięła mój telefon i znowu wstukała numer, tym razem swój. Zapisała go jako „Werka”.

-A wiesz, gdzie mieszka?
-Tak, na Kolejowej 34/64.

Okłamała mnie, mówiąc, że mieszka przy ulicy Sielskiej 10. W sumie Kolejowa nie była aż tak daleko. Może się wstydziła wyjawić, gdzie tak naprawdę mieszkała.

-Ok , dzięki.
-Nie ma sprawy ziomek. A, i weź puść od razu sygnał do mnie, to zapiszę twój numer.

Wybrałem numer „Werki” i puściłem sygnał.

-Ok, dzięki i do usłyszenia! - poszła w stronę klasy.

Miałem jeszcze trzy lekcje. Do końca dnia myślałem tylko, jak ją znaleźć. Wymyśliłem w końcu, że pójdę do jej domu, na Kolejową 34/64. Jeśli jej tam nie będzie, zapytam się jej rodziców (o ile będą po 15:00), może nawet i sąsiadów. Potem, jeśli niczego się nie dowiem... wrócę jeszcze raz do niej, ale po 17. Rodzice już powinni przyjść z pracy.

Tak właśnie zrobiłem. Poszedłem piechotą (ma aż 15 minut drogi do szkoły, gdzie ja mam zaledwie 2) do jej mieszkania. Mieszka w żółtym bloku numer 64 przy małym, niezadbanym placu zabaw z starym, zardzewiałym trzepakiem na środku. Ogólnie jej osiedle nie należy do najładniejszych, pewnie dlatego się wstydziła wyjawić, gdzie naprawdę mieszkała. Zadzwoniłem pod mieszkanie numer 18. Była dokładnie 15:09. Nikogo nie było w domu. Zadzwoniłem wtedy do mieszkania obok, a sąsiadka nawet nie wiedziała, że tam mieszka jakaś Emilka. A Innego sąsiada też nie było słychać. W takim razie został mi tylko dozorca. Obszedłem dookoła bloku do wejścia do piwnicy i tam znalazłem numer do dozorcy na tablicy ogłoszeniowej dla całej spółdzielni. Wpisałem numer i zadzwoniłem. Pierwszy sygnał, drugi sygnał...Potem usłyszałem „Halo?” powiedział mężczyzna grubym głosem.

-Dzień dobry, czy rozmawiam z dozorcą SM przy ulicy Kolejowej 64?
-Tak...w czym pomóc?
-Witam, poszukuję szesnastoletniej Emilii Myszkowskiej, która zamieszkuje jedno z mieszkań przy Kolejowej 64.
-A tak, kojarzę.
-Czy wie pan, co z nią się dzieje?
-Nie, niestety nie widziałem jej od pół roku, a co jest?
-Nic, jest nieobecna w szkole od tygodnia. Wszyscy się martwią, a ona nawet telefonów nie odbiera.
-Hm, no niestety proszę pana, nie mogę panu pomóc. Może niech pan zadzwoni do sąsiadów.
-Już próbowałem. Też nic nie wiedzą.
-Hmm...no coż...To tym bardziej panu nie pomogę.
-Dobrze, dziękuję zatem. Do widzenia panu.
-Do widzenia. - Rozłączył się.

Poszedłem z powrotem pod jej klatkę i usiadłem na pobliskiej ławce, w nadziei, że ktoś ze sąsiadów może mi pomóc.

Po kwadransie nikogo nie spotkałem. Czy ktoś tu w ogóle mieszka? Nagle przypomniało mi się, że Emilka często rysowała na marginesie różne postacie baletnic, tańczących pośród gwiazd i księżyców. Może tańczyła balet w szkole baletowej niedaleko centrum? To jest myśl! Pojadę autobusem do szkoły baletowej (jedyna w mieście) i tam się zapytam, czy tu tańczy.

Poszedłem na przystanek na Sielskiej. Na szczęście autobus do centrum odjeżdżał za minutę. Szybko przejechałem autobusem do centrum i przeszedłem troszkę piechotą do Szkoły Baletowej.
Sama szkoła znajdowała się w dużym, nowoczesnym budynku w stylu industrialnym. W środku hol był bardzo przestrzenny i miał dużo luster po bokach. W głąb budynku znajdowały się sale ćwiczeniowe a po drugiej stronie szatnie dla małych baletnic. W korytarzu wisiały portrety sławnych tancerzy baletowych, których nie znałem. Niektóre z nich przypominały rysunki Emilki. Podchodzę do pani za masywnym, granitowym blatem, która klikała w swój komputer. Jak każdy z obsługi w tym budynku, miała swoje blond włosy związane w elegancki koczek na czubku głowy. Sam blat sięgał mi do brzucha, a miałem 1,80 m wysokości
Pytam się pani, czy przypadkiem nie uczy się tu niejaka Emilia Myszkowska. Ona Spojrzała się na mnie swoimi dużymi oczami i sprawdziła w swoim komputerze. Po chwili odpowiedziała, że w systemie nigdy jej nie było u nich w szkole. Grzecznie podziękowałem pani i wyszedłem ze szkoły.

Kurka! To jak inaczej mogę ją znaleźć? Jeśli nie ma jej we własnym domu, to gdzie się podziewa? Jakby była w szpitalu, to by od razu zawiadomili szkołę. No nic, mówi się trudno...


Komentarze