Założyłem swoją
szarą kurtkę, szalik i ciepłe rękawiczki, żebym nie zmarzł.
Szedłem moim ulubionym skrótem przez las, który kiedyś odnalazłem
jak byłem mały. Po paru minutach znalazłem się na kompletnie
pustej plaży miejskiej. Dosłownie wychowałem się na tej plaży,
bo jak nie w domu to właśnie tutaj spędzałem najwięcej czasu.
Była bezchmurna noc, idealna do oglądania gwiazd, a one świeciły
jaśniej niż kiedykolwiek. Piasek był o tej porze roku szary, zimny
i mokry. Postanowiłem usiąść sobie na najwyższym punkcie polany,
aby mieć dobry widok na cały obiekt. Piasek rzeczywiście był
zimny. Wiatr nie dmuchał mocno, wręcz był bardzo przyjemny i
ciepły, jak na koniec grudnia. Popatrzyłem na świecące gwiazdy
na czarnym niebie,odbijające się na tafli lodowatej wody. Świeciły
tak pięknie, jak gwieździste oczy Emilki, gdy się śmieje.
Wszystko, co robiła było piękne oraz perfekcyjne. Te gwiazdy tak
bardzo mi ją przypominały. Pamiętam wtedy, jak czekaliśmy na
mojego tatę, jak patrzyła się na migocące gwiazdy, takie jak
dzisiaj. Jak bardzo chciała ich dotknąć, być częścią nich. Ta
dziewczyna była wyjątkowa. Ah, była inna niż wszystkie! Była po
prostu idealna, niepowtarzalna jak każda z tych gwiazd na niebie.
Tak
bardzo chciałem ją teraz zobaczyć, doświadczyć jej piękności,
chociaż na chwilę. Dotknąć ją ten ostatni raz, dotknąć tej
perfekcyjności. Pamiętam nawet, jakie to było uczucie dotknąć
brzegu jej dłoni wtedy na angielskim. Boże, tak bardzo chciałem ją
znowu dotknąć! W tedy przyznaję, że zacząłem płakać, jak
wtedy, gdy miałem 5 lat i niechcący spuściłem swoją ulubioną
złotą rybkę w WC. Czułem się tak samo, bo znowu straciłem coś,
co kochałem. Łza płynęła za łzą. Jak mogłem ją tak szybko
puścić?
Nagle
wyczuwam, że nie jestem sam na polanie. Wstrzymałem oddech na parę
sekund, aby moje szlochanie nie ujawniło mojej obecności.
Usłyszałem rytmiczny szmer w trawie zmierzające w moją stronę.
Powoli odwróciłem się za siebie. W ciemności zobaczyłem
zbliżającą się smukłą postać z długimi, roztrzepanymi włosami
jak Chewbacca,
zabrudzonymi, znoszonymi ubraniami i workami pod oczami. Przyjrzałem
się bliżej.
Ależ
to znowu ona, moja najdroższa Emilka!
Momentalnie
wstałem w niedowierzaniu. Zacząłem się szczypać, aby sobie
udowodnić, że to na pewno nie był sen. Dziewczyna stanęła dwa
metry przede mną. Nie miała na sobie nic, oprócz krótkiej
spódniczki, jasny top i znajomej jesiennej, szarej kurtki. Trzęsła
się z zimna. Serce zaczęło mi bić pięć razy szybciej niż do
tej pory.
Aby zakłócić tę niezręczną ciszę, powiedziałem
tylko „cześć” i wyciągnąłem w jej stronę rękę, aby ją
przyciągnąć do siebie. Nic nie odpowiedziała i podeszła krok
bliżej do mnie. Zaprowadziłem ją w to samo miejsce, gdzie
siedziałem, aby tam usiąść i dać jej moją kurtkę, bo było jej
zimno. W ciszy posłusznie usiadła obok mnie, a ja według namysłu
otuliłem ją moją zimową kurtką i objąłem ją.
-Gdzieś
ty była?
Zapytałem szeptem.
-Dddługa
historia...
Zadygotała z zimna.
-Ale...co
ci się stało, powiedz. Cała szkoła się o Ciebie martwiła!
-Nnnie
chcę o tttym gadać.
Jedna łza popłynęła jej z gwieździstego
oczka.
-Spokojnie,
mamy czas.
-Dobrze,
aaale obiecasz, że...że nikomu tego nie ppppowiesz?
-Obiecuję
Ci z całego mojego serca.
Komentarze
Prześlij komentarz